Większość twórczości Barbary Kosmowskiej - autorki średniego pokolenia- przeznaczona jest dla dzieci  i młodzieży, natomiast  ta powieść dotyka ważnego problemu moralnego jakim jest życie w tzw. trudnych związkach małżeńskich. Nie jest pochwałą rozwodów, nie sugeruje też, że wypalony związek musi trwać za wszelką cenę.

Autorka na przykładzie  kilku małżeństw stara się pokazać, że fascynacja drugą osobą mija z biegiem wspólnie przeżytych lat . Nie znajdziemy w powieści idealnego małżeństwa. Główna bohaterka - podobnie jak jej matka dominuje nad swoim mężem, co w konsekwencji doprowadza do rozwodu, z którego obie strony nie doznają satysfakcji. Górę u niej  bierze urażona ambicja nad uczuciem a nawet rozsądkiem. Chciałaby wrócić do pogodnych dni, lecz nie jest w stanie uczynić cokolwiek w tej sytuacji. Jej mąż pokornie znosi upokorzenia i często „podawaną marchewkę z groszkiem”.  Bez awantury,  w noc sylwestrową informuje żonę, że wyprowadza się do ogrodu działkowego. On też wróciłby do wspólnego mieszkania, tylko była już żona tego mu nie zaproponuje. Ta postać autorka wyposażyła w same pozytywne cechy charakteru.

    Każda z koleżanek Róży ma  jakieś kłopoty życiowe, które autorka porównuje do  umiarkowanego zachmurzenie ale  nie dochodzi u nich do burzy z piorunami i gradobiciem, nie  spodziewają się też  słonecznej aury.

 Ostatecznie utwór ma wydźwięk pesymistyczny. Nie ma w nim osób odważnych, racjonalnie myślących ,chętnych do przebaczenia i pojednania.

 Banalną fabułę rekompensuje ciekawy język i środki przekazu.  Przykładem jest jedna z wypowiedzi córki  bohaterki:  Moja krzykliwa babka i uparta matka ogłaszały swoje pretensje jak orędzie do zgnębionego narody… A dziadek nie…Dziadek przeprasza w imieniu tych, którym w życiu nie wyszło. Dobra nie da się tak zwyczajnie zadeptać butem .

  Jedna z bohaterek szukając w swoim małżeńskim życiorysie najlepszego czasu dochodzi do wniosku, że były to chwile kiedy wracał do niej zdradzający mąż: Pachnący  jeszcze kochanką, ale już gotowy poświęcić  ostatki swych męskich niezaspokojeń  na ratowanie naszej tonącej szalupy z nędznie zwisającą banderą wstydu.

 Książka nie  skłania do refleksji, da się ją  z trudem przeczytać, a zapomnieć już bez wysiłku.

Edward  Dziaduła